Most w Irańskim Isfahanie to centrum spotkań towarzyskich. Kiedy rzeka czasem wysycha most nabiera jeszcze większej mocy. W jego cieniu w skwarne dni można zaczerpnąć nie tylko ukojenia, ale też uniesienia. Tutaj dociera mniej wścibskich oczu policji obyczajowej. Tutaj spotyka się młodzieńców uprawiających końskie zaloty.
W Iranie nie jest to zbyt proste. Za intymne kontakty pozamałżeńskie zarobić można karę śmierci, a publiczne okazywanie czułości, np. trzymanie się za rękę należy do rzadkości.
Kręciłem się po okolicy z aparatem na szyi i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Zostałem trafiony! Wciągam brzuch, wypycham klatę, uwydatniam żuchwę, jednym słowem zmieniam się w pawiana. Ona spławiła przypadkowych zalotników, co odczytałem jako znak, że mogę podejść bliżej.
Tętno w okolicy 160, palec na spuście, w jej spojrzeniu widzę przyzwolenie. Jedno zdjęcie, drugie, koleżanki wypłoszone, chowają się w chustach, a ona wręcz odwrotnie, prostuje się patrzy prosto w oczy, tętno 180! Dżizas! Mam nadzieję, że coś z tego będzie, że zabiorę ją do wieczności tzn. utrwalę na fotografii. Cyk! I jest, mam ją!
Pokazuję jej zdjęcie, ona ani słowa po angielsku, ja po persku znam jedno – merci (dziękuję). Tętno rośnie, muszę odejść, puszczam ostatni uśmiech i zabieram ją ze sobą na zawsze uwięzioną w matrycy.